
Chciałbym rozpocząć tym wpisem na stronie nowy cykl nordicowych historii, będą głównie z moim udziałem aczkolwiek z pewnością mogą być cenną lekcją dla każdego z nas na początek coś świeżego… może bez waloru edukacyjnego ale pokazującego, że sport czy tym bardziej nordic walking to emocje i marzenie czasem banalne jak zdjęcie z Mistrzem.
Wpisując w wyszukiwarkę imię „Robert” domyślnie wyświetla się nazwisko Lewandowski to jednak inny Robert jest czterokrotnym mistrzem olimpijskim trzykrotnym mistrzen świata i dwukrotnym mistrzem Europy.
Roberta Korzeniowskiego przedstawiać zapewne nikomu nie trzeba… dlatego choćby stanąć koło takiej gwiazdy sportu jest marzeniem niejednego z nas a szczególnie gdy sami próbujemy naśladować naszych idoli uprawiając sport choćby „tylko” amatorsko.
Zobaczyłem p. Roberta w sobotę podczas 2 dnia Mistrzostw Świata w nordic walkingu stał kilka metrów obok. Od razu pomyślałam…”chciałbym mieć pamiątkowe zdjęcie z tym wielkim sportowcem.” Przysuwałem się bliżej ale pan Robert był już zajęty za kilka minut miał wręczać medale pierwszym zawodnikom finiszującym w eliminacjach na 10 km.
Poprosiłem znanego mi organizatora 😉 „załatw mi zdjęcie z Mistrzem.” On powiedział, że pan Robert odmawia teraz, bo… medale i może… potem…
No dobra – pomyślałem – zobaczymy kto z kim jutro będzie chciał sobię zrobić zdjęcie 😉🤣😂 Mam na koncie tylko jeden złoty medal MŚ i taki sam z ME no ale cóż to się może zawsze zmienić. 😉 Oczywiście to był tylko żart w moich myślach jednak nieco się sprawdził.
W tym dniu pan Robert jeszcze pozował do wspólnych fotografii, ale uniosłem się honorem. Nie to nie. Zobaczymy się jutro. 😉
W niedzielę miałem start o godz. 8.00 przed nami na rundę honorową (6 km) ruszył chodem sportowym właśnie Mistrz Korzeniowski wraz z żoną. Po drodze w okolicach 2-3 km wyprzedziliśmy ich z czołówką gdy oboje zatrzymali się bodajże na punkcie nawadniania. Maszerowałem dalej…
Po 5 km usłyszałem lekko sapiącego zawodnika. Zdziwiłem się ogromnie ponieważ nie zakładałem, że na tym etapie wyścigu ktoś mnie dojdzie a tymczasem siedział mi na plecach. Nie słyszałem wprawdzie charakterysycznego stukotu kijów ale może ma słabą technikę – pomyślałem. Może to ten Francuz, który biega maratony nieco ponad 2:30 jego bałem się szczególnie w tym dniu.
Słyszę głos.
– Nieźle idziesz, nie tak prosto Cię dogonić – zagadnął ktoś zza pleców.
– Trochę chodzę… o nie to pan… a chciałem wnukom opowiadać, że pokonałem Korzeniowskiego – trochę się wystraszyłem czy aby nie głupi żart z mojej strony, przecież kurczę to sam „Korzeń”.
– Mogę z Tobą chwilę pójść? – zagadnął
– Mistrzu to dla mnie zaszczyt, oczywiście – złapałem się na odwagę – Jak pan wchodził na stadion olimpijski… płakałem i całowałem telewizor (no trochę podkoloryzowałem z całowaniem ale równocześnie trwała w mej głowie analiza danych, bo jak wytrzymam ten kilometr do końca rundy to… wygram z mistrzem olimpijskim w końcu ruszył przede mną, netto będę szybszy). 😂🤣
– Oj olimpiada to była 18 lat temu – zaśmiał się i jakby przyspieszył.
– A to gość – pomyślałem – Podkręcił tempo i daje ostro. No ale jak wytrzymam to może na końcu 1 okrążenie ktoś strzeli fotkę. Szliśmy poniżej 6:00 (w zegarku mam 6 km w tempie 5:55) a to półmaraton i z RK szedłem pewnie 500 metrów zatem było szybko.
Jestem stary lis zatem musiałem ocenić czy aby nie zakwaszę się w takim tempie w końcu miałem jeszcze 15-16 km przed sobą ale z drugiej strony… przegrać z Korzeniowskim na finiszu… co powiem wnukom przy kominku…
Wymienialiśmy uprzejmości, ja opowiadałem, że nie możemy rotować biodrami jak chodziarze, On chwalił tempo. Dwie minuty i finisz klepnął mnie, przybiliśmy „żółwika”. Leciałem dalej.
Na mecie, miałem to co chciałem mnóstwo zdjęć a nawet filmik ze wspólnego marszu. A tak naprawdę mam sportowe wspomnienia do kominka… .
No i zostałem drugi raz mistrzem świata.
Epilog
Wyprzedzałem go jeszcze raz chyba na 3 okrążeniu gdy znowu szedł wraz ze swoją żoną kolejną rundę honorową przed startującymi na 10 km.
Powiedział: ale Ty chłopie dajesz.
Odpowiedziałem: moja żona powiedziała, że jak wygram to kupi mi gitarę
I zostawiłem go za sobą…
Jeszcze uścisnęliśmy sobie dłoń na podium gdy wręczał mi puchar. Jak mistrz z mistrzem? Oczywiście gdzie moje mistrzostwa do jego. Niemniej …tylko na razie prowadzi ze mną na mistrzostwa świata 3:2 ale… co mi tam mam ja mam jeszcze… GITARĘ.

